Dom seniora - Willa Łucja

Willa Łucja dla seniorów

Wraz z upływem czasu osoby starsze mogą mieć coraz większe poczucie własnych ograniczeń. Wzrasta niepewność, pojawiają się obawy dotyczące codziennych spraw, a u samotnych niekiedy seniorów narasta niepokój związany z brakiem możliwości uzyskania pomocy w stanach zagrożenia. Dlatego coraz więcej osób decyduje się na profesjonalną opiekę, jaką kompleksowo zapewnia dom seniora. Warszawa pod tym względem ma do zaoferowania bardzo dużo – prywatne domy opieki, których stale tu przybywa, skupiają się na indywidualnych potrzebach osób starszych. O tym, jak poradzić sobie z decyzją zamieszkania w takim ośrodku i jak wygląda w nim codzienność, rozmawiamy z psychologiem Willi Łucja

Czym według Pana jest Willa Łucja?

Willi Łucja dążymy do tego, by stworzyć atmosferę zbliżoną do domu, bo pensjonariusz powinien czuć się u nas bezpiecznie. Bardzo ważny jest moment dołączenia nowych pensjonariuszy do grupy. Zwykle okres adaptacji trwa dwa tygodnie, ale jest to sprawa  indywidualna. Starsi ludzie, szczególnie z demencją, nie kontrolują niekiedy swoich zachowań. Najważniejszy jest wtedy spokój, o który dbamy najbardziej. Tylko wtedy można osiągnąć sukces.

Decyzja o oddaniu kogoś bliskiego do ośrodka jest trudna dla obu stron, jak przekonać osoby niezdecydowane?

Pokazujemy im, jak wygląda życie ośrodka, tak jak obserwuje go pan dziś: rozmawiających mieszkańców i ruch na korytarzach. Słychać tu rozmowy, śmiech i podśpiewywanie pensjonariuszy, tworzące klimat tego miejsca.

Jak przekonać potencjalnego mieszkańca?

To zależy od osoby, która ma trafić do ośrodka. Jeżeli jest to człowiek z silną demencją, dobrze zacząć od pobytu dziennego i stopniowo go przyzwyczajać. Jak w życiu, pośpiech jest złym doradcą. Istnieje możliwość całodobowych odwiedzin, ale czasami zalecamy całkowity brak kontaktu z bliskimi. Indywidualnie sprawdzamy reakcje i próbujemy różnych wariantów – to przynosi najlepszy efekt.

Jak wygląda dzień w ośrodku?

Pensjonariusze wstają rano, myją się i szykują do śniadania. Po posiłku jest prasówka – przedstawiam informacje ze świata, później mamy tzw. spotkania z kawą. Każdego dnia staramy się urozmaicać zajęcia. Śpiewamy, gramy, mamy warsztaty plastyczne lub kulinarne, np. pieczenie ciast. Zdarzają się też wieczorki poetyckie. Jesteśmy w ośrodku rehabilitacyjnym, więc między tymi aktywnościami odbywa się rehabilitacja grupowa.

Kto wchodzi w skład zespołu pracującego w ośrodku?

Zawsze znajdują się w nim pielęgniarka i dwóch opiekunów odpowiedzialnych za higienę pensjonariuszy, fizjoterapeuci i lekarze, a także obsługa kuchni, a dodatkowo jestem też ja. To cały zespół będący do dyspozycji mieszkańców.

Jaka jest Pana rola w Willi Łucja?

Pracuję jako psycholog, ale zajmuję się też prowadzeniem terapii zajęciowej, by umilić pensjonariuszom czas. Nasi podopieczni nazywają mnie kulturalno-oświatowym, niczym KO-wiec. Mam dużo pracy stricte psychologicznej, w której najważniejsze jest indywidualne podejście.

Pracuje Pan od początku istnienia ośrodka. Czy przypomina Pan sobie jakieś ciekawe, być może śmieszne historie?

Każdego dnia zdarzają się sytuacje, które są warte zapamiętania. Przebywa u nas małżeństwo, oboje w wieku 94 lat. Są ze sobą ponad 60 lat i tak samo, jak się kochają, tak się nie lubią. Pani Janina często woła do męża: „Zbyszku, przestań się tak zachowywać!”. Jednak gdy ich rozdzielamy, druga osoba gaśnie. To pokazuje, jak wielkie jest przywiązanie człowieka.

Przebywa też u nas pani, która nie miała w życiu szczęścia do mężczyzn, zatem jako mężczyzna byłem dla niej podejrzany. Mój zawód wymaga kontaktu z drugą osobą i tym razem nie było to proste. Najpierw nawiązaliśmy kontakt wzrokowy, potem pani zaczęła się ze mną witać, aż pewnego razu po prostu zaczęliśmy rozmawiać. To był mój wielki sukces i wciąż dzięki takim ta praca daje mi sporo radości. Na pewno do ciekawych historii należy też wieczne podkradanie sobie butów. Zdarza się, że mniej świadome osoby zabierają innym kapcie, bo im się podobają. Pewnego razu pan Feliks powiedział do mnie: – Ukradłeś moje buty, oddawaj! Dopiero później dotarło do niego, że to moje obuwie...

Co zdecydowało, że wybrał Pan pracę z ludźmi starszymi, a nie np. z dziećmi?

Nie odpowiem Panu na to pytanie wprost. W swojej pracy mam do czynienia zarówno z osobami starszymi, jak i dziećmi. Mój najmłodszy pacjent miał 3 miesiące, a najstarszy 102 lata. Nie zwracam uwagi na wiek, dla mnie liczy się człowiek. On jest najważniejszy.

Dowiedz się więcej na temat tego, jak zadbać o osoby starsze.